Miałem przyjemność być trenerem, podczas obozu PIT w Januszkowie i chciałbym się podzielić kilkoma obserwacjami.
Scanning – przegląd stanu tenisa u10.
Pierwsza rzecz jaka mi się nasuwa na myśl, to to, że takie obozy i obserwowanie młodych talentów, powinno być systemowo prowadzone od lat. Piękny przykład mamy z Emmą Raducanu, której filmy w wieku 9 lat, pojawiły się w sieci – z turniejów. Chcesz sprawdzić, to obejrzyj film na Youtube
lub u Simona Wheatleya na FB – ocena techniki w centrum LTA – trzeba być zalogowanym by zobaczyć https://www.facebook.com/simon.wheatley.942/videos/2746908508940926
Czyli inni robią taki scanning u najmłodszych, co najmniej od dekady 🙂
Wspólnota – razem wygrywamy, razem przegrywamy, przyjaźń zostaje.
Druga sprawa, to jak bardzo te dzieci, porozrzucane są po kraju. Tutaj znów wrócę do moich obserwacji, co do działania klubów, a właściwie jak mało zorganizowanych miejsc, mamy w kraju- tu odsyłam do osobnego wpisu >> TU <<. Dla dzieci z PIT-ów, jest to ogromna szansa spotkać się na dłużej, niż tylko przelotnie na turnieju, by wspólnie pograć i poćwiczyć. Buduje to, dużą grupę dzieciaków, które mają wspólny cel- grać tenisa na najwyższym, możliwym poziomie. Granie w takiej grupie pozwala rywalizować z osobami o przeróżnych umiejętnościach i stylach gry. Jeden gra prawa, ktoś inny lewą ręką, ktoś gra mocny topspin, ktoś inny płasko, a jeszcze kolejna osoba, fajnie miesza rytm i gra super slajsem. Mając ograniczoną liczbę dzieci w klubie, jest to sytuacja mega komfortowa. Tutaj grali każdy z każdym, w różnych konfiguracjach i przy różnych założeniach taktycznych. Uczyli się poprzez grę. Nawiązując również przyjaźnie, często na całe życie.
Przez taktykę, doskonalę technikę.
Trzecia sprawa. Często słychać w kuluarach dyskusję, czy warto wysyłać dziecko na „kadrę”, czy na taki obóz PIT? Część trenerów jak mantrę powtarza, że nie wysyłają dzieci na kadrę, bo tam zmieniają dzieciom chwyty – a jak wiadomo zmiana chwytu powoduje rozchwianie uderzenia i wymaga to dużo czasu, by wyprowadzić zawodnika na prostą. Także tutaj pragnę uspokoić – Nie zmieniał nikt dzieciom chwytów 🙂 ALE…. Jest też druga strona medalu – na moje oko, około połowa z tych dzieci musi zmienić chwyt do serwisu! Jednak na obozie PIT, nie jest naszą rolą zmiana chwytów dzieciaczkom, tylko zwrócenie uwagi trenerom, co i jak poprawić. Problemem jest, że w gronie tak dobrych dzieciaków, przefiltrowanych przez selekcję, wciąż taki procent ma z tym problem. Czyli problemem jest szkolenie w klubach. Skoro dzieci , a uczciwie powiedzieć powinienem, że duża część- nie wszyscy, w wieku 10 lat nie ma poprawnego chwytu, to jest to problem systemowy. Piotr Unierzyski jeździł po kraju z warsztatami „Cała polska serwuje dobrze”, ale mam wrażenie, że nie przebiło się to wszędzie, bo często na szkolenia i warsztaty jeżdżą te same osoby, a w pozostałych klubach, nie ma odpowiedniej edukacji i poziomu nauczania. Rozumiem, że nie jest to łatwy temat, bo sam mam w klubie tego przykłady, ale jeśli mamy myśleć o graniu zawodniczym, nie amatorskim, to tutaj nie widzę taryfy ulgowej. Lekarz nie może sobie pozwolić na błędy, tak samo trener. Bo rujnuje, swoim brakiem kwalifikacji, czyjąś przyszłość. Zmienianie chwytu u 12, czy 13 latka, będzie koszmarem. Ani on, ani trener nie będzie miał łatwego czasu. ŁATWIEJ NAUCZYĆ, NIŻ ZMIENIAĆ. Bo żeby zmienić, trzeba oduczyć, czyli tracimy czas i energię na coś, co powinno być wykonane wcześniej.
Na konferencji w Kaliszu pokazywaliśmy przykłady sytuacji meczowych, jakie zawodnicy mieli rozwiązywać:
– serwis z korytarza
– wprowadzenie przy ustawieniu w rogach kortu po przekątnej
– Gra z anty celem,
– rozegranie punktów z jednym podbiciem w wymianie itp., itd.
i wiele innych. Pytano mnie, o co chodziło z tymi ćwiczeniami. Otóż chodziło o to, by pokazać, że nikt tam nie zmieniał dziecku chwytów, zamachów itd. Tylko poprzez zadania taktyczne, np. serwis z korytarza, miały dzieci doskonalić serwis slajsowany i z drugiej strony pronację w płaskim lub topspinie. W grze z rogów kortu miały uczyć się, kiedy grać w otwarte, a kiedy „przeciw nogom”. Nie było tam ćwiczeń zamkniętych, nikt nie posiadał nawet kosza z piłkami, tylko nosiliśmy je w kartonie 🙂 Tak, można prowadzić trening bez kosza, na takim obozie.
Czasem trzeba się cofnąć, by lepiej ocenić, czy idę w dobrym kierunku.
Kolejna sprawa, to dla niektórych osób, powrót na zieloną piłkę. Tak zieloną i tak powrót. Dlaczego to podkreślam? bo było grono osób, które grywa już na żółtym poziomie. Co to powodowało? Moim zdaniem nabieranie złych nawyków, np. te dzieci częściej dążyły do chwytów ekstremalnych, te dzieci częściej były okopane za linią końcową i ja tak obrazowo mówię, że „to piłka odbijała się od nich, a nie one uderzały piłkę”. Z tego też powodu, nie wchodziły w kort, nie generowały gry kątowej i nie chodziły do siatki. Czyli dla mnie, obraz dawnej hiszpańskiej szkoły – daleko z tyłu i pod górę. Powrót na zieloną piłkę wymusił więcej poruszania do przodu, więcej wchodzenia na piłkę i śmielsze puszczenie ręki- co dla mnie jest jednym z kluczowych elementów, nie pchać, a uderzać. Jeśli dziecko utrwali sobie wstrzymywanie ręki, ciężko będzie to zmienić. Zielona piłka pozwoliła, na wygenerowanie więcej dynamiki w uderzeniach i kreatywności w grze. Duża ilość gier deblowych, a także bonusy– np. poprzez dodatkowe punkty za wygranie akcji pod siatką, zachęcała do gry wolejem i realizowania innych zadań.
Motto mojego klubu to – Łączy nas tenis. Tak jest na obozach PIT.
Kolejnym ważnym punktem obozu, było połączenie dziewcząt i chłopców do gry. Ma to aspekty socjalizacyjne, wychowawcze, ale także tenisowe. Kilku chłopców komentujących, że jak to „z dziewczynami mają grać?”, żałowało, że się odezwało, gdy gra kończyła się 10-4, dla płci „słabszej” 😉 Zielona piłka umożliwiała niemal dowolne parowanie zawodników, nauki, że gdy mój partner słabiej serwuje, to mogę być celem pod siatką, więc skupienie na woleju, gdy ktoś dobrze serwuje, to staram się przeciąć i skończyć pod siatką już return. Można tych przykładów mnożyć.
Współpraca buduje – rozwój kosztuje. Kto nie idzie do przodu, ten się cofa.
Podstawowy cel to ocena i analiza tenisowa oraz sprawnościowa, naszych młodych talentów. Czy jest coś co wymaga natychmiastowej korekty, czy coś co trzeba przypilnować w najbliższym czasie, jakim typem zawodnika będzie nasz podopieczny i jakie cechy, przy takim stylu gry, będą kluczowe i musimy je bardzo rozwijać, jako jego broń. Czy ma już 170 cm i będzie na pewno bazować na serwisie, czy może nie będzie wysokiego wzrostu, ale genialnie porusza się po korcie, ma świetne czucie piłki i gry. Gdzie są jeszcze obszary do doskonalenia, co można robić lepiej. Musimy już budować obraz zawodnika za kolejne 10 lat. Ocena ta jest punktem wyjścia do rozmowy w klubie z trenerami, pomocy im w doskonaleniu tego, czego potrzebuje jego zawodnik. Ocena z oddali jest łatwiejsza, bo czasem będąc na co dzień z zawodnikiem tracimy świeżość spojrzenia, że na przykład zawodnik zaczął opuszczać łokieć. Na koniec, to pytanie do trenerów – ilu z Was jest gotowych podjąć współpracę z Piotrem i PZT, w celu jak najlepszego wykorzystania możliwości waszych zawodników? Strach przed „podebraniem” zawodnika, nie powinien tu mieć miejsca, bo nikt nie chce przejmować kompetencji trenera, tylko go wspomagać. Na to pytanie nie znam odpowiedzi, czas pokaże. Jednak Brawa należą się dla Piotra Unierzyskiego i PZT za taką inicjatywę i jej wprowadzenie w życie. Bez zadbania o podstawy piramidy, nigdy nie będzie jej czubka.