Natchnęło mnie do podzielenia się z wami swoimi spostrzeżeniami, po obecności na kilku turniejach i obserwacjach tego co się dzieje podczas gier. To także było, po części, tematem warsztatów psychologii sportu, w których brałem niedawno udział.
Taka scena – pociechy z zamiłowaniem biegają za piłką, a rodzice? Komentują i gestykulują tuż przy linii. Tylko ich samych spokój jest odwrotnie proporcjonalny, do ilości powtarzanego słowa spokój i odmienianego przez wszystkie przypadki. Miałem wręcz wrażenie, że rodzice rozmawiają sami ze sobą. „Graj spokojnie, spokojnie nic się nie stało, spokojnie gramy dalej, spokojnie nie panikuj, spokojnie tylko spokojnie…”. Tylko co widzi i jaki przekaz odbiera dziecko, które nie może skupić się na piłce i grze, bo rodzic ciągle mówi albo krzyczy o spokoju, a sam obgryza paznokcie, łapie się za głowę lub zrywa i zaraz siada na ławkę, albo w ogóle wychodzi z kortów? Śmiem twierdzić, że ze spokojem nie ma to wiele wspólnego. Koncentracja dziecka na grze jest niemożliwa, to i wynik jest gorszy od oczekiwanego – „przecież nigdy nie psułeś takich piłek” ! Nie psuło, bo nie było presji i zbędnych komentarzy! Samo uczestnictwo w turnieju, jest presją dla dzieci. Oczekiwania wynikowe i komentarze rodziców, tylko dokładają ciężaru, na barki maluchów. Taka sytuacja podcina skrzydła, zamiast wspierać i dodawać odwagi.
Ostatnie tygodnie w światku sportowym, bo nie tylko tenisowym, czy piłkarskim, to gorąca dyskusja nad filmem, który pojawił się z meczu piłkarskiego . Oto on :
Czy tak chcemy wyglądać stojąc z boku naszej grającej pociechy? To nie musi być sport, może być zwykłe malowanie czy pisanie. Tenis niestety, nie jest wolny od KOR= komitet oszalałych rodziców. Tzn. rodziców, którzy zapomnieli jaką rolę pełni dziecko, trener i rodzic. W tej układance, każdy musi mieć swoje miejsce i swoją rolę, które czasem się przenikają i zazębiają, ale w centrum ma być dziecko. Dziecko ma się rozwijać. Mając radość z gry będzie rozwijać się lepiej. Tenis 10 ma być kolorowy, oparty na grach i zabawach ruchowych oraz zdrowej rywalizacji. Nie wypaczajmy jej. Dajmy dziecku popełniać błędy, bo tak się uczy. Zdalnie sterowane z ławki, nigdy nie nabierze samodzielności, pewności siebie, czy umiejętności radzenia sobie z trudnymi sytuacjami. Jako trener, na turnieju wielokrotnie łapie się na tym, że chciałbym podpowiedzieć coś swoim zawodnikom. Mam jednak świadomość, że to jest ich „klasówka”. Z tego, czego się nauczyli. Także moja, czego ich nauczyłem. Nie będę podpowiadał zawodnikowi „na klasówce”, żeby tylko lepiej ją zaliczył, a przez to fałszowałbym własny wynik pracy, jako trenera. To jest najtrudniejsze, bo przecież jak podpowiem, to być może wygra ten bieżący mecz, może się uda. Ja będę postrzegany jako lepszy trener, bo dziecko wygrało, tylko co to da na przyszłość? NIC. Może więcej popsuć, bo czy dziecko będzie w stanie samodzielnie pomyśleć i wprowadzić zmiany w kolejnej grze? Sterowane z boku nie ma szans pomyśleć i działać. To jest jego zadanie, on musi się z tym zmierzyć. Sam. To zaprocentuje na przyszłość, bo dziecko samodzielne, jest dzieckiem, które sobie poradzi w każdej, nawet trudnej sytuacji. Co z dzieckiem sterowanym, gdy rodzica nie ma lub nie podpowie? Strach i panika, bo w takiej sytuacji nigdy nie było. Samo nigdy nie decydowało. To będzie porażka i dziecka, i rodzica. Tylko charakter kształtuje się na całe życie. Sport może, ale nie musi być uprawiany wyczynowo. Na tym etapie, o którym piszemy, ma to być rozwijająca, kształtująca zabawa. Więc dajmy szansę dzieciom przed wszystkim bawić się, rozwijać i rywalizować. Dzieci łakną, dobrze prowadzonej rywalizacji. Dobrej = bez presji, z zawodnikami na podobnym poziomie- by móc wygrać i przegrać z uśmiechem, w komfortowych warunkach, na jasnych zasadach dla wszystkich.
Częściej to rodzice gorzej znoszą porażkę, niż dziecko. Dziecko tylko widząc brak akceptacji porażki czuje presję i to, że zawiodło oczekiwania najbliższych. Jeżeli przegra, ale w dobrej atmosferze, to nie będzie to porażka, tylko przegrany jeden mecz. Dajmy mu wygrać i przegrać „radośnie, pozytywnie”. O ile można, tak to nazwać. Chodzi o to, by nie wpadać w euforię po zwycięstwie i depresję po porażce. Nauczmy się pochwalić po przegranym meczu, jak i podpowiedzieć co można poprawić po wygranym, bo zazwyczaj jest na odwrót. Ja wierzę ogromnie w pozytywne, ale realne pochwały. Za to, co naprawdę było dobre. Oczywiście u najmłodszych, ilość pochwał, jest dużo większa. Nieco spada, wraz ze świadomością dzieci, wiekiem i poziomem sportowym. Dzieci szybko wyłapią fałsz i niecelne, sztuczne pochwały – bardziej odbiorą to, jako pocieszenie, a nie o to nam chodzi.
Turnieje, to jest czas, gdy dziecko musi wygrać i przegrać. To uczy i kształtuje charakter najmocniej! To od nas zależy jak będzie znosić porażki i zwycięstwa. To my – rodzice, trenerzy, środowisko, w którym dziecko się obraca, mamy największy wpływ. Dlatego najpierw zawsze zaczynamy turnieje w klubie. W środowisku, które dziecko zna i z przeciwnikami, których zna z treningów, ze szkoły, z klubu. Pod okiem swoich trenerów. Tutaj wszystko przyjdzie łatwiej. W kontrolowanych i komfortowych warunkach. Jak przejdziemy ten etap celująco, można próbować swych sił w innym środowisku. Inne korty, inni ludzie, nawet inne piłki, czy nawet zasady liczenia, są dla dziecka czynnikiem stresującym. Nie bądźmy nim my. Spokojnie, tylko naprawdę spokojnie – zacznijmy od siebie 🙂
Słowa Rafaela Nadala: „ Jako zawodnik możesz przegrać lub wygrać, musisz być gotowy na obie rzeczy. Ćwiczyłem samokontrole jako dziecko. Ale z wiekiem jedno i drugie przychodzi łatwiej”.
W kolejnym wpisie spróbuję przedstawić swoją filozofię na współdziałanie w trójkącie zawodnik – rodzic – trener.